sobota, 21 stycznia 2012

Halo...

Witojcie...
Już się namilczałam na zabój chyba. Musiałam, powiem szczerze, bo nie przepadam za natłokiem słów. Dużo, dużo się wydarzyło w podróży Balladynowej. Np. w Oświęcimiu najpiękniej na świecie stłukłam malin dzban na scenie... żebyście widziały jak się rozprysnął! Tak się mówi? Rozprysnął? Roztrzaskał : ) Piękny dźwięk, widok, cisza na widowni i ja umarła na środku sceny... cudownie! Kłótnie paskudne z moją towarzyszką podróży. Oj, okropne... i chyba zniechęcające do siebie (do niej) ostatecznie. Opowiem w domu jeśli zechcecie. M. odzywa się sporadycznie tak jak i ja.I tak jest ok... ale potęskniwam za nim : ) On chyba też... hi hi hi... No i wplątałem Ci się ja w niepotrzebne zawirowanie damsko-męskie... zabulgotało przez chwilę, ale już wyłączyłam gaz. Dość mam na głowie. UG ogarniam ku mojemu zaskoczeniu... nie chcę zapeszać, ale trzymajcie kciukasy. No i najważniejsze... uwaga, uwaga, uwaga... dzisiaj jest 6 dzień bez papierosa!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! : D
No i kurna, Dziewuchy! Najsłodsze, najpiękniejsze i najbardziej niespodziewane premierowe buziaki jakie w życiu dostałam! Cudo, cudo! Dziękuję, kurwa... wzruszyłam się! : )
D. piękna bluzka! M. ciekawam Twego oka! ;) hi hi hi...

Jadę do Was.
P.

wtorek, 17 stycznia 2012

Telepatia

Po miejskim maratonie, obładowana pakunkami, długo siłowałam się z myślą czy skoczyć jeszcze do Marsza przed powrotem do domu,czy nie, no i skończyło się na tym, że skoczyć. Chwyciłam koszyk jednocześnie rozpoczynając patrolowanie półek -> co dziś uśmiechnie się do gotowania. Pierwsze wywołało się Pesto, ale niestety składniki były zbyt cherlawe co zbiło tą opcję. Potrzebny był szybki pomysł, na bardzo szybkie jedzenie, w tym momencie zadziałała telepatia, nie w kwestii żywieniowej, ale spotkaniowej. Skaczę ja sobie w swoim czerwonym kubraku, z czerwonym koszykiem na ręku, a tu mi z alejki przed nos wyjeżdża wózek, w dodatku prowadzony przez Aj. Serdecznie się uścisnęłyśmy. Oczywiście zaczęłam dociekać skąd ona TU ze swojego końca świata się wzięła, co TU robi itd. Okazało się, że właśnie o mnie myśli :) (a to ci numer dopiero). No i tak sobie pospacerowałyśmy po zacnych alejach Marsza rozstając się na sekundy w celu zdobycia indywidualnego zapotrzebowania (w głowie wykluł się pomysł - Domowa zapieksa jako szybki posiłek, wyśmienicie zrealizowany, zjedzone do czysta). Po spacerze uściskali my się i rozeszli/rozjechali w swych kierunkach. I jak tu nie wierzyć w telepatię, tak mi się nie chciało do tego Marsza maszerować, a jednak coś zmusiło i na swą przyjaciółkę z drugiego końca miasta wrzuciło. Tak na marginesie to nigdy nie wiesz kogo pod swym domem spotkasz :).

3 plusy dziś:
  • oko dobrzeje
  • spontaniczne spotkanie pod domem
  • prawdziwe, pachnące i najlepsze na świecie ZAPIEKSY DOMOWE....mmmmmmyyy
i tyle tego
Buziaki! Pa!
M.
PS. Pilne wieści przekazywać telepatycznie, koniecznie ;)

poniedziałek, 16 stycznia 2012

Tu Kapitan Kaprawe Oczko

Ahoj! No niestety twór, który postanowił zasiać się na mym oku w sobotni wieczór, postanowił rozgościć się tu urządzając sobie karnawałowy popas, efektem czego jest rozwijająca się opuchlizna mego lica. Głowa boli, ale nie ma to jak przyzwoity wygląd dziarskiej dziewoi, która szacownie przyjmuje na twarz sztachetowe obicia. Zbaczyłam z kursu i zawitałam w okulistycznej przychodni po dokładnych oględzinach usłyszałam, że to co tam się dzieje jest dopiero w fazie rozwoju *pomyślałam, że moja fifa postanowiła poprzekomarzać się z uefa i w szybkim czasie wybudować stadion w wyszukanym stylu i miejscu, obawiam się, że dalszego rozwoju tej sytuacji mogłabym nie udźwignąć, dlatego bez oporów wykupiłam rekomendowane kropelki i maści (opór pojawił się w chwili płacenia, to nie jest kraj dla chorujących ludzi) z nadzieją, że zatrzymają dalszy rozwój wydarzeń w tym zakresie. Zatem odbijam i wracam na wcześniej obrany kurs.
Trzy plusy na dziś:
  • oko nie wypadło, stadionu nie będzie
  • babskie spotkanie, bo to przecież cudowny poniedziałek
  • pomimo kaprawego oka załatwiłam wszystko co miałam zaplanowane na dziś
Ekran oślepia mnie swoim blaskiem, oko odmawia współpracy, więc kończę.
Buziaki! Pa!
M.
PS. Pamiętajcie o tym żeby trzymać się obranego przez Was kursu!
tak, tak to nie żart.. kupiłam kolejny ciuch. wyprzedażowy, więc szybciutko umieszczam tu zdjęcie żeby P. była w temacie ;D
po wykładzie M. na temat różnych określeń śniegu czuję się jakby mądrzejsza, aczkolwiek nie bardzo mnie to interesuje, cóż poliglotką to ja nigdy nie byłam.. puki siedziałam w domu i zerkałam na śnieg z okna było całkiem przyjemnie.. ale dzisiaj wybrałam się na sprawdzian z chemii i cóż.. 3 razy prawie wpadłam pod samochód, tysiąc razy prawie złamałam nogę i milion razy prawie się wywróciłam.. nasz chód na chinke czikulinke nic mi nie dał! najgorsza przeprawa życia, na szczęście nie jest jeszcze najgorzej bo przynajmniej komunikacja miejska kursowała względnie o czasie.. no i nie omieszkałam wskoczyć do jednego sklepu i zakupić wyprzedażową bluzeczkę :) 
Tym razem to M. wybrała stylizację a'la prawie chomik :) tylko że ma spuchnięte oko :( bidula.


Buziaki, Misiaki :*
D.

niedziela, 15 stycznia 2012

A jednak ZIMA

Nie spodziewałam się śniegu tej zimy. I nawet mi się podobał taki bez śniegowy układ. Tym bardziej, że pierwotne rokowania zimy 2011/12 zakładały 5 miesięcy mrozu i opadu począwszy od października.
Październik i listopad bez przeziębienia, to naprawdę rzadkość *przynajmniej w moim wydaniu.
Buty ustrzeżone przed kałużą i solą, co bardzo cieszy.
 Jedna para rękawiczek i ręce wciąż ciepłe.
Jednowarstwowe odzienie wierzchnie.
Święta minęły dały radę być rodzinne, przyjemnie gromadne i wesołe bez białych zasp, puchatych krajobrazów itp.
Na narty w tym roku się nie wybieram, zresztą to nie problem dla narciarzy, że śniegu w Polsce brak.
Fajnie było wciągnąć sylwestrowe buty na Nogi i w nich oddać się szaleństwu wystrzałowej nocy, zamiast ruszać w relaksach z worem pełnym butów w kierunku imprezy.
 Pomimo tylu plusów te pierwsze płatki cieszą. Zahipnotyzowana śledziłam ich poczynania, nawet próbowałam robić zdjęcia. Bo na śnieg zimą serce mięknie. W tej opcji też plusy można znaleźć.
Jest pięknie biało.
 Światło ma gdzie się odbijać więc jest jaśniej na świecie.
No i może odrobina mrozu wyeliminuje niepotrzebne bakterie i wirusy.
Świat wydaje się łagodniejszy, milszy przez tą puszystość.
No i przed oczami pojawiają się obrazy z dzieciństwa: robienie orzełków/aniołków na śniegu, budowanie iglo, zamarznięta sadzawka lub wielka kałuża w roli lodowiska, zjazdy na sankach i workach z sianem z górek, kuligi zakończone ogniskiem i gorący kubek kakao po tak pracowitym dniu :). Szybko się zasypiało z zaróżowionymi policzkami, głową pełną wrażeń. Kolejny dzień=kolejne przygody, wszystkie warstwy odzienia ciepłe bo prosto z kaloryfera pospiesznie ponownie wciągnięte, wywazelinowana buzia, kosmiczne Relaxy, pa mamo! Taka była zima. Plusy przeważały.
Jedna z pierwszych lektur, kojarzona z zimą,  „Anaruk chłopiec z Grenlandii” przez większość dzieci uwielbiany, ja przeczytałam bo musiałam, jedyne co zapamiętałam, to to że bardziej smakowało mu mydło niż czekolada, zresztą sama też zweryfikowałam swój gust po tej lekturze. Wyszło, że ja jednak wolę czekoladę niż różowe mydło toaletowe. Kolejną weryfikacją z zakresu tematyki zimowo-śniegowej była informacja o niezbadanej ilości nazw śniegu w języku inuickim. Faktycznie większość Eskimosów posługuje się tym językiem oraz wieloma określeniami śniegu. Jednak tak naprawdę wszystkie te określenia bazują na czterech podstawowych słowach: gana (śnieg padający), aput (śnieg na ziemi), ąimuąsuą (zaspa śnieżna) i piqsirpoq (śnieg nawiewany). Kolejne nazwy powstają z połączeń tych baz z określeniami z innych języków eskimoskich. Ktoś podobno dowiódł że wg takiej prawidłowości w języku angielskim nazw śniegu jest więcej. Ciekawe ilu można doliczyć się w języku polskim. Mój ulubiony rodzaj śniegu: Puszysty wolno padający śnieg. Jak to przetłumaczyć na inuicki? Niestety nie wiem.
W bardzo dużym fotograficznym skrócie, plusy minionych dni. Naprawdę udaje się wypisać 3 plusy każdego dnia i o wiele łatwiej być wtedy optymistą. Nie od dziś wiadomo, że uśmiech na twarzy jest cudownym lekarstwem :)

Imieninowe łakocie

Pierwsze minuty, pierwszego śniegu tej zimy
Śnieżyste buziaki,
pa!
M.

wtorek, 10 stycznia 2012

yh.

nie mam dziś co prawda nastroju do pisania, ani do czegokolwiek innego. cały czas chodzę jakaś taka wkurzona i nie wiadomo co. niemniej jednak postanowiłam troszeczkę napisać, co by P. wiedziała co się ze mną dzieje. siedzę sobie spokojnie w domku, nie na Grunwaldzie, tylko w domku rodzinnym. pracy niestety nie dostałam, ale moje cv zostało przekazane w jeszcze dwa miejsca także mam nadzieje, że coś z tego będzie. do nauki ostatnio też nie mogę się wziąć, widocznie atmosfera domu rodzinnego nie sprzyja już mojej edukacji.
trochę też jestem zła na Świdra i o. się nazbierało.




buziaczkam,
D.

PS.: mam nadzieje, że u Ciebie lepiej niż u mnie :)

niedziela, 8 stycznia 2012

Dzień z SERCEM na dłoni

Komercyjnie w słusznej sprawie...ta rączka korzystała z miejsca wyposażonego przez Orkiestrę :)

Ahoj tam na wschodzie!

Dziewczynki, pomyślne wiatry w S., nie ryczę i nie mędzę. Ustalam w głowie co trza i gra!
I zobaczymy co bedzie!
D. a czy ja Ci opowiadałam jak przyszłam na rozmowę w sprawie pracy i na pytanie pani sekretarki do którego dyrektora byłam umówiona zastałam w głowie czarną dziurę? Za cholerę nie mogłam sobie przypomnieć, nic, pustka... myślałam, że spalę się ze wstydu... na szczęście, gdy tak się jąkałam i szukałam po ścianach tabliczki z nazwiskiem, pani uprzejmie pomogła mi wyjaśniając, że dyrektor, którego szukam stacjonuje w budynku obok :) No a tam już sobie przeczytałam jak się nazywa : )
Zabawne te poszukiwania pracy. Czy masz już za sobą pierwszy dzień? Opowiesz? : )
M. Twoje pociągowe przygody bardzo pociągające. Aha, pokusiłam się o komentarz pod Twoim postem, ale chyba lepiej jak na głównej ścianie będziemy komentować, jo? : )
Myślę, że masz rację, mówiąc, iż najważniejsze to być, żyć w zgodzie ze sobą. O tym trzeba pamiętać. O sobie : )
Całuję Was bardzo mocno!
P.

środa, 4 stycznia 2012

Szczęśliwej Wiatrody (czyli szczęśliwej wietrznej środy)!

Ależ się nawyrabiało! Wiatroda => szalony dzień jest murowany! Sama nie wiem czy dzisiejsze przygody zwalić na wiatr czy na karb powiedzenia JAKI NOWY ROK(1 STYCZNIA), TAKI CAŁY ROK i noworocznej podróży pociągiem.
Taaaaaa, wczoraj obawiałam się czy na pewno zabierze mnie najlepszy kolejowy skład, a tu pstryk w nos od losu i nie było dane mi sprawdzić składu, gdyż się z nim nie spotkałam. Na dworzec dotarłam o czasie. Tory dalekobieżne widzę w drodze na dworzec, ale pociągu na nich nie widziałam. Peron był podejrzanie wyludniony, nawet gołębie gdzieś wyemigrowały. Sprawdziłam zegarek, sprawdziłam rozkład jazdy i poczułam się jak osoba z równoległego świata...20 minut szansy na pojawienie się zaginionego obiektu zakończyłam wykonaniem telefonu, że przybędę kolejnym możliwym składem, czyli jakieś 1,5 godziny poślizgu. W słuchawce usłyszałam "OK. SYTUACJA JEST POD KONTROLĄ. WSZYSTKO GRA. DO ZOBACZENIA." Jest styczeń do domu 15 minut więc oczywiście pojechałam wypić kawę (..tą której nie zdążyłam wypić rano). Kawa, coś tam, kontrola czasu, jeszcze malutkie coś tam i start oczywiście z zapasowym czasem i obczajonymi możliwościami komunikacji w kierunku Dworzec. Taaaaa naprawdę możesz sobie planować, a będzie i tak co będzie. Tym razem w oczekiwaniu na pośredni środek lokomocji widziałam jak mój docelowy środek lokomocji czyt. TLK przejeżdża w zwolnionym tempie koło mnie. Cóż było robić? Telefon "prawie do przyjaciela": "JEDNAK ZBAWIENNY URLOP NA ŻĄDANIE." Na szczęście szampańskie nastroje sylwestrowe pozwoliły gładko przyjąć tą opcję. Jednak co twardziel, to twardziel i nic mnie nie złamie, kolejny raz 'DZIEŃ DOBRY DOMKU!, kolejny raz komp odpal w celu weryfikacji rozkładu jazdy i kolejnej możliwej opcji.
Kilka godzin później...znowu cisnę na pociąg małe rozbierzności w komunikacji pośredniczącej ale docelowy pociąg też ma 3 minutowy poślizg ZDĄŻYŁAM!!!!!!!!!!!!! :D Seria telefonów: "JADĘ, SIEDZĘ, BĘDĘ" Ukochany "Traveler" w rąsi i jechane i co? myślicie, że to już koniec opowieści?? Taaaaaa (a może nawet bardziej dramatycznie Tijaaaa) dojeżdżam, pociąg się zatrzymuje, próbuje otworzyć drzwi ani drgną, biegnę do kolejnych tu nawet mój muskularny bar nie podołał, ani drgną, ...w ciągu 2 minut (bo tyle stoją pociągi pospieszne na mniej popularnych stacjach) przebiegłam 2 wagony co daje w sumie 6 pary drzwi, nie spotkałam na drodze żywej duszy udzielającej pomocy, przy drzwiach numer 7 (tych które chciały współpracować akurat, bo czułam to normalnie) pociąg ruszył, a ja z nim, hej przygodo, hej! Telefon "NIE UDAŁO MI SIĘ WYSIĄŚĆ...CZY MOŻECIE WYJECHAĆ PO MNIE DO KOLEJNEGO MIASTA NA TRASIE?"....całe szczęście, że pan konduktor (który wyrósł przede mną 3 minuty, po mojej daremnej próbie ucieczki ze składu przez niego dowodzonego) okazał się być sympatycznym ludzkim człowiekiem i biletem na dalszą trasę mnie nie obciążył... był bardzo rozczarowany gdy udało mi się wysiąść na kolejnej stacji gdyż liczył, że pojadę z nimi do końca. Tym  oto sposobem 1,5 godzinna podróż zamieniła się w całodzienną wyprawę. Co za rok ;)!
M.
Buziaki! Pa!
PS. Trochę przeraża mnie wizja zatrzaskujących mnie w swoim wnętrzu pociągów przez cały rok, bo dziś mamy dopiero 04.01.
PS2. 3 pozytywy dziś: *czas na spokojne wypicie kawy o poranku,*dojechałam do celu pomimo przeszkód wielu, *reportaż na temat Bistro i idące za nim przypomnienie, że w naszym ulubionym dawno nas nie było.
PS3. P. piękna ta Twoja sms'owa "rozmowa o miłości" z ojcem :)

Jak zwykle w nieogarze :)

Byłam na rozmowie o prace prowadzonej w dwóch językach, co raczej mnie nie uszczęśliwiło. Kawiarnia jest wspaniała, właściciele również, jednak ja bez żadnego doświadczenia chyba nie bardzo tam pasuje. Zobaczymy co 2012 przyniesie.

Z dzisiejszą wyprawą wiążę się całkiem zabawna historia: otóż przez pomyłkę wparowałam do innej kawiarni i oświadczyłam, że przyszłam na rozmowę o pracę.. jedna z pań powiedziała, że muszę chwilę zaczekać, więc sobie czekałam, następnie podeszła druga pani i powiedziała, że szef nic nie wie o tym spotkaniu :) oczywiście okazało się, że poszłam nie tam gdzie trzeba, co wprawiło w śmiech zarówno mnie jak i obydwie panie :)

moja twarz jest teraz niesymetryczna, mój nos dzieli ją na dwie części 1/3 i 2/3 :)

ale nic to, gdyż kupiłam sobie koronkowe gacie!



trzymajcie się cieplutko
D.

Odważna i precyzyjna

Taaaak... nie uwierzycie. Ruszyłam z kopyta, wjechałam w Nowy Rok skmką! Wczoraj, zupełnie nie wiem dlaczego, postanowiłam po 25 latach przekazać ojcu memu informację: tato, kocham Cię, Twoja córka: P. Co prawda tylko smsowo, ale jeżeli znacie ojca mego to wiecie, że to i tak nie lada wyczyn. Napisałam, spłakałam się ze wzruszenia i kontynuowałam prace codzienne... myślałam, że nie odpisze, albo powie: dziękuję... he he he... ale nie było by to złe... i tak go uwielbiam. Nic nie musiał pisać. Ale napisał... napisał: ok :-).
He he he... booże, jakie to w jego stylu. Zinterpretowałam te "słowa", uważam, że słusznie, jako: ja Ciebie też córko.
Czyż nie cieplej na sercu : )
I napisałam do M. Niech wie, czego chcę! A co! Rzeczy po imieniu.
Całuję
P.

wtorek, 3 stycznia 2012

Z Listy Postanowień Noworocznych

Droga P.!

Wyjechałaś, przypadkowo pakując z sobą wiosenny styczeń ...i znowu mamy listopad czyli wieje, dudni o parapety deszczem i straszy ciemnością na Naszym Ukochanym Grunwaldzie...na szczęście Noworoczna Lista DZIAŁA :)
Kilka przykładów:
  • Uśmiech na twarzy pomaga i o dziwo nawet pogoda nie radzi sobie ze zmianą tej kwestii (a przecież dotychczas niezawodnie doprowadzała do kapitulacji i smętnych grymasów w towarzystwie byczych spojrzeń).
  • Świeże kwiaty (wg.ustalenia) są i dobrze się mają
  • 3 pozytywy dzisiejszego dnia :
  1. Pyszne, spokojnie płynące śniadanie, pachnące świeżą kawą z lekko spienionym mleczkiem i pomidorkami koktajlowymi z bazylią,  w melodyjnym towarzystwie Amy Winehouse, z kolorową gazetą i ciepłymi skarpetami, bez telefonów i gonitwy za nie wiadomo czym
  2. Badylowa choinka postanowiła się wywalić z hukiem podobnym do M. wpadającej na suszarkę do ubrań w przedpokoju z jednoczesnym wywróceniem regału książkowego (nie wiem ile to decybeli, ale sporo) na szczęście ofiar w ludziach nie było, to nie M. wyrąbała się w przedpokoju i przy okazji zlokalizowano źródło smrodku śledzonego od dwóch dni, tym o to sposobem, świąteczny akcent został zutylizowany likwidując problem : "Ile badylo-choinka powinna jeszcze stać?"... sytuacja została sprawnie opanowana a na stole pojawiła się przestrzeń
  3. Bez spiny załatwiłam wszystkie na dziś przeznaczone sprawy                                       
... żeby nie zapeszać wystarczy tych przykładów :)

***

D. zmaga się z swoją kolejną mądrością, kolejna ósemka ciśnie na świat i prowokuje ją do stylizacji a'la chomik. Maść na ząbkowanie nie pomaga, ale tabletki przeciwbólowe radzą sobie z efektem pulsowania więc podobno nie jest źle.
Jeszcze dzień lub dwa a D. może tak wyglądać

Kolejna dobra wiadomość:  Do D. odezwali się ludzie z wczorajszego "CV spaceru" i jutro ma rozmowę, to dopiero 2012! Trzymaj się jutro wąsa na szczęście, przed południem. Przyda się Małej, ja oczywiście uczynię to samo (na swoim świeżo wydepilowanym zaroście) :D

Wąs na szczęście. Powodzenia D.! 


***
...no to milusio, lecę pakować graty, bilet na PKP kupiony, podobno podstawią mi jutro najlepszy skład, mam nadzieję, że tym razem ogrzewany bo już prawie uporałam się z katarem (pamiątką po ostatniej wyprawie) i tego się trzymam...za moim przykładem i Ty się czegoś trzymaj :)
M.
Buziaki! Pa!

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Szaleństwa Żółtej Rękawicy

Jak Karnawał to Karnawał nawet Żółta Rękawica poczuła  powagę sytuacji i przyłączyła się do FIESTY.

Przyłapana na gorącym uczynku

...a taka była niepozorna, po prostu żółta.....

Czy Nowy Rok już działa?

Na początek tego SuperRoku, postanowiłyśmy założyć bloga. Tyle będzie się działo, że nie miałyśmy innego wyjścia i musiałyśmy to zrobić, bo kto by to spamiętał? :)