sobota, 11 lutego 2012

To nie jest sezon na gziczek !

Sobota wymarzony dzień! Można bezkarnie, niespiesznie walać się w dresie po domu. Można zrobić porządki, na które w tygodniu czasu brak. Można iść na spacer. Można filmy oglądać i czytać książki. Wszystko można w końcu to SOBOTA! *jesteśmy w tej wspaniałej, sytuacji że każdego dnia wszystko nam można. Farciarki (nie wszyscy o tym wiedzą)!
Zatem i tej soboty wszystko nam wolno...w dodatku jest to sobota przed niedzielnym świętem więc można więcej niż zwykle :D

HARMONOGRAM:
Do południa przewalanki.
Wieczorem PREMIERA, w końcu kulturalne i ciekawe świata z nas osóbki.
Po PREMIERZE - sie zobaczy, będzie co będzie.

Ukulturalnianie całkiem udane. Monodram nie odstraszył nas od kulturalnych zapędów. W kuluarach po, przy lampce wina wreszcie wyszło na jaw dlaczego P. nie może czytać w autobusie i co uniemożliwia jej pisanie pracy. O ile odpowiedź na pytanie dotyczące pisania pracy jest oczywista -> po prostu dziewczynie chce się rzygać (jak w takich warunkach pisać? no oczywiście, że trudno i mozolnie. opory w tej kwestii nie dziwią.), o tyle kolejna odpowiedź dotycząca czytania w autobusie jest co najmniej oryginalna -> P.  w trakcie jazdy autobusem  musi prowadzić , trzymając ręce na kierownicy i pilnując drogi trudno jeszcze czytać książki. Po tych wyznaniach musowo trzeba było skierować kroki na tradycyjny żur z białą...nikt się nie spodziewał, że A. postanowi być innowacyjna rezygnując z żuru na rzecz innej specjalności...zdziwienie szybko ustąpiło rozbawieniu gdy do stolika dotarła do nas dyskusja filigranowej A.(prowadzona przez wysoki bar) z panem barmanem
A: Przepraszam a co to jest gziczek?
pan barman: To twarożek z rzodkiewką.
A (z niekrytym oburzeniem): Ale przecież teraz to nie jest sezon na gziczek!
pan barman(z rozbawieniem przy współ - rozbawionych kolegach): Fakt.
A: To ja poproszę kiełbasę w takim razie. (i zadowolona wróciła do nas)
Oczywiście wesołość towarzyszyła nam w dalszej procesji i kolejnych twórczych zachowaniach np. stworzyłyśmy sobie Nasze Drzewo Marzeń w dodatku wszystko było z uśmiechem przyjmowane przez wszelkich tambylców :). Dzień będący dowodem na to, że WARTO ŻYĆ.
Swoją prezencją kiełba nas nie ujęła, ale nie dla widoków zamawiana była

Drzewo marzeń czyli pomysł na...wykorzystanie zużytego biletu do teatru
No to do kolejnej wesołej soboty.
Buziaki! Pa!
M.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz